Koniec roku, jak co roku, zmusza do refleksji... "Znowu są święta? to już koniec roku? to niemożliwe! to ile ja już mam lat? co się stało w ciągu ostatnich 12 miesięcy? czy coś w ogóle się stało? a może to było 2 lata temu?"
I tak co roku....
Jedyne, czego nie lubię w wieczorze wigilijnym, to życzenia opłatkowe. Nie lubię ich, bo właściwie nie wiem, czego życzyć. "Zdrowia, szczęścia, pomyślności.." - przecież to samo napisałam na 13 kartkach świątecznych, które wysłałam do tych, którzy z nami być nie mogą... Życzenia opłatkowe muszą być oryginalne, nie uniwersalne. Nie możesz użyć funkcji "copy-paste", ona nie zadziała w przypadku Twoich najbliższych. Zawsze staram się życzenia dostosowywać do osoby, do której je kieruje. Nie zawsze mi to wychodzi, tak myślę, ale jakoś zawsze osoby do mnie życzenia kierujące robią to w sposób adekwatny.
W tym roku na przykład jednym z życzeń, jakie usłyszałam, było: "żeby spełniło się jedno z Twoich postanowień". Ja oczywiście w tym momencie szybką metodą dedukcji pomyślałam o moim "najświeższym" postanowieniu, które ostatnio wpadło do worka "Syzyfowych Prac X". O dziwo, co się nieczęsto zdarza, owo postanowienie nie zostało zapomniane na dnie tego worka, ale wciąż żyje i rozkwita we mnie. Postanowiłam, że to postanowienie stanie się Numerem Jeden moich Noworocznych Postanowień X. Aktualnie pracuję nad zdolnością wewnętrznego samonakręcania się w realizacji tego postanowienia. Analizuję "za" i "przeciw". Układam niecny plan realizacji. Realizuję go już krok po kroczku. Kroczki są niewielkie, ale czuję, że posuwam się do przodu. Co więcej, im dalej się posuwam, tym bardziej wierzę w jego realizację. A nie chodzi tu o zrzucenie 5 kilo czy zrobienie generalnych porządków na wiosnę. Właściwie to jeśli już To Moje Postanowienie stanie się rzeczywistością, to będzie to siedmiomilowy krok w zimowych kozakach!
Wierzę, że za rok będę miała co opowiadać :)
*Like the Change*
środa, 26 grudnia 2012
środa, 21 listopada 2012
Co się zdarzyło w ostatnim roku?
Kiedy mija kolejny rok Twojego życia, jedyne, czego możesz być pewien to to, że jesteś o rok starszy.
Starsze o rok jest też wszystko, co Cię otacza.... Jedynie po ubraniach zauważasz, jak Twoje dzieciaki już urosły i zastanawiasz się, czy te spodnie skurczyły się w praniu. Już kolejny rok mieszkasz w tym mieszkaniu, kolejny rok zamiatasz liście w tym ogródku. Nawet kurz pod szafą doczekał się kolejnej rocznej warstwy szarego puchu. Nawet drzewo za oknem jest o rok starsze, i urosło, choć tego nie zauważyłeś. Dostrzegasz pierwszą zmarszczkę, pierwszy siwy włos. Z czasem przestajesz poznawać człowieka, który czai się po drugiej stronie lustra i ściągasz je ze ściany w łazience sądząc, że stoi tam zupełnie obca osoba trzymając ramkę przed nosem.
Jeśli to Cię pocieszy, to nie Twoja wina. Jest ktoś inny odpowiedzialny za te kurze łapki i przykrótkie ubrania. No i ten kurz pod szafą. Winowajca nazywa się Upływ. Na drugie ma Czasu. A najlepszy epitet, który go określa to "Nieubłagany". Nieubłagany Upływ Czasu. Pocieszając dalej dodam, że każdego on spotyka, albo każdy spotyka jego. Wszystko jedno. Niezależnie od wieku, płci, wyznania itd. Przynajmniej tu jest brak dyskryminacji.
Zastanawiasz się, co takiego zdarzyło się w ostatnim roku: co osiągnąłeś? a czy to, co osiągnąłeś, było tym, co pragnąłeś osiągnąć? czy było warto poświęcać temu kolejny rok? czy poświęciłeś temu całe serce, czy tylko przedsionek, a może rozum? poszedłeś za tłumem, bo nie chciałeś być gorszy? bo tak Ci nakazywał rozsądek? ale czy pójście inną drogą oznaczałoby, że jesteś gorszy? Wręcz przeciwnie! świadczyłoby o odwadze, determinacji, wierze w siebie oraz przekonaniu, że wiesz, czego chcesz. Jeśli żyjesz bez celu, i nawet bez złudzenia, że masz jakiś cel i się do niego zbliżasz, w minimalnym nawet stopniu, to każdy kolejny rok będzie rokiem nudnym, bezsensownym, straconym. Za każdym razem będziesz sobie stawiał wszystkie te ważne życiowe pytania, szukając odpowiedzi i przekonując siebie samego: 'tym razem będzie inaczej!' A nie jest. 'To był kolejny rok, w którym poszedłem kilka razy do kina, dwa, czy trzy razy do teatru, zmieniłem pracę z deszczu na rynnę, pojechałem na dwutygodniowy urlop (a nie wszystkim takie szczęście jest dane!), przeczytałem bestseller w autobusie, popierdziałem w stołek i podłubałem w nosie drapiąc się po pośladku. Były kolejne święta Bożego Narodzenia, witałem Kolejny Lepszy Rok, była wiosna, lato, znowu zrobiło się zimno, szaroburo i ponuro, i zaraz znowu będę witać Kolejny Jeszczelepszy Rok. Tym razem będzie inaczej'. A będzie?
Ile możesz się tak zastanawiać? Ani się obejrzysz, a dzieciaki - tak, jak Ty niedawno - skończą studia i wyruszą na podbój świata, a Ty wciąż będziesz w punkcie wyjścia, zastanawiając się. Mogę się założyć, że marzysz o tym, żeby coś z tym zrobić. Brak Ci jedynie odwagi i/lub wiary w siebie. Brak bodźca, kick-offu. Wiary w cel, który jest w zasięgu ręki. Skoro paraolimpijczycy zdobywają złote medale, dlaczego Ty masz nie zdobyć marzeń? Włącz GPSa, wgraj aktualną mapę, a bez problemu Cię do nich doprowadzi.
Starsze o rok jest też wszystko, co Cię otacza.... Jedynie po ubraniach zauważasz, jak Twoje dzieciaki już urosły i zastanawiasz się, czy te spodnie skurczyły się w praniu. Już kolejny rok mieszkasz w tym mieszkaniu, kolejny rok zamiatasz liście w tym ogródku. Nawet kurz pod szafą doczekał się kolejnej rocznej warstwy szarego puchu. Nawet drzewo za oknem jest o rok starsze, i urosło, choć tego nie zauważyłeś. Dostrzegasz pierwszą zmarszczkę, pierwszy siwy włos. Z czasem przestajesz poznawać człowieka, który czai się po drugiej stronie lustra i ściągasz je ze ściany w łazience sądząc, że stoi tam zupełnie obca osoba trzymając ramkę przed nosem.
Jeśli to Cię pocieszy, to nie Twoja wina. Jest ktoś inny odpowiedzialny za te kurze łapki i przykrótkie ubrania. No i ten kurz pod szafą. Winowajca nazywa się Upływ. Na drugie ma Czasu. A najlepszy epitet, który go określa to "Nieubłagany". Nieubłagany Upływ Czasu. Pocieszając dalej dodam, że każdego on spotyka, albo każdy spotyka jego. Wszystko jedno. Niezależnie od wieku, płci, wyznania itd. Przynajmniej tu jest brak dyskryminacji.
Zastanawiasz się, co takiego zdarzyło się w ostatnim roku: co osiągnąłeś? a czy to, co osiągnąłeś, było tym, co pragnąłeś osiągnąć? czy było warto poświęcać temu kolejny rok? czy poświęciłeś temu całe serce, czy tylko przedsionek, a może rozum? poszedłeś za tłumem, bo nie chciałeś być gorszy? bo tak Ci nakazywał rozsądek? ale czy pójście inną drogą oznaczałoby, że jesteś gorszy? Wręcz przeciwnie! świadczyłoby o odwadze, determinacji, wierze w siebie oraz przekonaniu, że wiesz, czego chcesz. Jeśli żyjesz bez celu, i nawet bez złudzenia, że masz jakiś cel i się do niego zbliżasz, w minimalnym nawet stopniu, to każdy kolejny rok będzie rokiem nudnym, bezsensownym, straconym. Za każdym razem będziesz sobie stawiał wszystkie te ważne życiowe pytania, szukając odpowiedzi i przekonując siebie samego: 'tym razem będzie inaczej!' A nie jest. 'To był kolejny rok, w którym poszedłem kilka razy do kina, dwa, czy trzy razy do teatru, zmieniłem pracę z deszczu na rynnę, pojechałem na dwutygodniowy urlop (a nie wszystkim takie szczęście jest dane!), przeczytałem bestseller w autobusie, popierdziałem w stołek i podłubałem w nosie drapiąc się po pośladku. Były kolejne święta Bożego Narodzenia, witałem Kolejny Lepszy Rok, była wiosna, lato, znowu zrobiło się zimno, szaroburo i ponuro, i zaraz znowu będę witać Kolejny Jeszczelepszy Rok. Tym razem będzie inaczej'. A będzie?
Ile możesz się tak zastanawiać? Ani się obejrzysz, a dzieciaki - tak, jak Ty niedawno - skończą studia i wyruszą na podbój świata, a Ty wciąż będziesz w punkcie wyjścia, zastanawiając się. Mogę się założyć, że marzysz o tym, żeby coś z tym zrobić. Brak Ci jedynie odwagi i/lub wiary w siebie. Brak bodźca, kick-offu. Wiary w cel, który jest w zasięgu ręki. Skoro paraolimpijczycy zdobywają złote medale, dlaczego Ty masz nie zdobyć marzeń? Włącz GPSa, wgraj aktualną mapę, a bez problemu Cię do nich doprowadzi.
sobota, 10 listopada 2012
My, nie-my
Dlaczego faceci udają twardzieli?
Grają, żeby się podobać, zaimponować. No ok, nie wszyscy. Niektórzy tak się po prostu zachowują, taki mają styl bycia, nie wiedząc nawet, że dla postronnych twardzielami są! A jak ich poznajesz, to albo boją się widoku krwi, albo lubią pogadać o swoich sprawach sercowych, albo marudzą gorzej niż baby. A bab nie lubimy: baba obgaduje pokątnie, namawia do złego, to hipokrytka pięknym śmiechem udająca aniołka będąc jednocześnie diabłem wcielonym, plotkara, wredna zazdrosnica wzrokiem zdejmująca z Ciebie (nawet przy ludziach!) nową bluzkę. A poza tym okropny kierowca! który nigdy innej kobiety nie wpuści przed siebie (baby w ogóle nie powinny jeździć!).
Nie lubimy! udających twardzieli gogusiów i potajemnie inne kobiety obgadujacych bab!
Dlaczego ludzie udają? Są hipokrytami z wyboru i na zawołanie? Zmieniają się w zależności od otoczenia? To sposób na życie czy taki kaprys? Dlaczego przy różnych ludziach zachowujemy się inaczej i tak naprawdę nigdy nie jesteśmy do końca sobą? Boimy się, że nasze "ja" nie zostanie polubione? Śmiejemy się z nieśmiesznych kawałów, pijemy niedobre wino do towarzystwa, jemy sushi, bo jest modne,
pijemy modną kawę i kupujemy modne ciuchy. Czy nie potrafimy już po prostu być sobą?
Grają, żeby się podobać, zaimponować. No ok, nie wszyscy. Niektórzy tak się po prostu zachowują, taki mają styl bycia, nie wiedząc nawet, że dla postronnych twardzielami są! A jak ich poznajesz, to albo boją się widoku krwi, albo lubią pogadać o swoich sprawach sercowych, albo marudzą gorzej niż baby. A bab nie lubimy: baba obgaduje pokątnie, namawia do złego, to hipokrytka pięknym śmiechem udająca aniołka będąc jednocześnie diabłem wcielonym, plotkara, wredna zazdrosnica wzrokiem zdejmująca z Ciebie (nawet przy ludziach!) nową bluzkę. A poza tym okropny kierowca! który nigdy innej kobiety nie wpuści przed siebie (baby w ogóle nie powinny jeździć!).
Nie lubimy! udających twardzieli gogusiów i potajemnie inne kobiety obgadujacych bab!
Dlaczego ludzie udają? Są hipokrytami z wyboru i na zawołanie? Zmieniają się w zależności od otoczenia? To sposób na życie czy taki kaprys? Dlaczego przy różnych ludziach zachowujemy się inaczej i tak naprawdę nigdy nie jesteśmy do końca sobą? Boimy się, że nasze "ja" nie zostanie polubione? Śmiejemy się z nieśmiesznych kawałów, pijemy niedobre wino do towarzystwa, jemy sushi, bo jest modne,
pijemy modną kawę i kupujemy modne ciuchy. Czy nie potrafimy już po prostu być sobą?
środa, 7 listopada 2012
Koniunktura emocjonalna
Podobno jestem skuteczna. Tak moją asertywność i perfidnie cierpki charakter określił kolega z pracy.
W pracy muszę być oschła i konkretna, nie mogę okazać słabości, nie na moim stanowisku. Podobno boją się moich maili i pretensjonalnego tonu. Sąsiadka z naprzeciwka mówi: "- Znów to robisz!" "- Ale co?"
Mój dobry kolega, nazwijmy go Karol, usilnie twierdzi, że jestem nieugięta, konsekwentna, mam twardy charakter, nic nie jest w stanie mnie złamać i zawsze dopnę swego. Moze jednak jestem dobrą aktorką? Bo to, w jaki sposób postrzegają mnie inni, m.in. Karol, a jak w istocie wątłą i słabą psychicznie osóbką jestem rozjeżdża się o 180 stopni.
Piszę sobie tu o zmianach, wyborach, pozytywnym nastawieniu, celach i Wszystkim Możliwym. Przekonując, że to najwłaściwszy kierunek. Tymczasem Pani Wątpliwość i Pan Dołek Emocjonalny wpadli z wizytą. Pogadać, czy co? Dawno ich nie było... Moze przynajmniej fizyczny biorytm pracuje na najwyższych obrotach... Jakoś przestało mi się chcieć wierzyć, że coś mogę zmienić w tym moim małym wszechświecie. Jakoś brak mi nagle motywacji, wsparcia, otuchy. Brak pokoju relaksu, w którym ktoś by pomasowal mi stopy i zapewnił, że jestem silna i uparta i dam radę. Wiem, że jak się teraz poddam, to będę tak już robić do końca życia. Będę pluć w klawiaturę twierdząc, że tak już musi być, a w przypływie emocji próbować coś zmienić, żeby potem znowu dojść do punktu wyjścia, marazmu i bezradności. Muszę poszukać Pana Entuzjazmu i Pani Motywacji, na pewno schowali się gdzieś pod łóżkiem. Albo wyszli na spacer natchnąć innego desperata.
W pracy muszę być oschła i konkretna, nie mogę okazać słabości, nie na moim stanowisku. Podobno boją się moich maili i pretensjonalnego tonu. Sąsiadka z naprzeciwka mówi: "- Znów to robisz!" "- Ale co?"
Mój dobry kolega, nazwijmy go Karol, usilnie twierdzi, że jestem nieugięta, konsekwentna, mam twardy charakter, nic nie jest w stanie mnie złamać i zawsze dopnę swego. Moze jednak jestem dobrą aktorką? Bo to, w jaki sposób postrzegają mnie inni, m.in. Karol, a jak w istocie wątłą i słabą psychicznie osóbką jestem rozjeżdża się o 180 stopni.
Piszę sobie tu o zmianach, wyborach, pozytywnym nastawieniu, celach i Wszystkim Możliwym. Przekonując, że to najwłaściwszy kierunek. Tymczasem Pani Wątpliwość i Pan Dołek Emocjonalny wpadli z wizytą. Pogadać, czy co? Dawno ich nie było... Moze przynajmniej fizyczny biorytm pracuje na najwyższych obrotach... Jakoś przestało mi się chcieć wierzyć, że coś mogę zmienić w tym moim małym wszechświecie. Jakoś brak mi nagle motywacji, wsparcia, otuchy. Brak pokoju relaksu, w którym ktoś by pomasowal mi stopy i zapewnił, że jestem silna i uparta i dam radę. Wiem, że jak się teraz poddam, to będę tak już robić do końca życia. Będę pluć w klawiaturę twierdząc, że tak już musi być, a w przypływie emocji próbować coś zmienić, żeby potem znowu dojść do punktu wyjścia, marazmu i bezradności. Muszę poszukać Pana Entuzjazmu i Pani Motywacji, na pewno schowali się gdzieś pod łóżkiem. Albo wyszli na spacer natchnąć innego desperata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)